Qulithinoren pisze:
Dziś w nocy usłyszałem te wybijane godziny.
Od razu pomyślałem, biedny Bombas...
Przerwóciłem się na drugi bok i bim bom zabrzmiało ponownie.
Tym razem to stary zegar stojący, sąsiada. Nie dość, że zawsze się późni, to jeszcze słyszalny w całym pionie.
Na szczęście przeprowadziłem się w ustronne miejsce, gdzie przez całą noc kraczą szpakopodobne, nieświadome praw ucywilizowanego człowieka.
Wychodzę wtedy na balkon i krzyczę, - Jes cisza nocna czarnuchy!
- Kra, kra, kra - śmieją mi się w twarz.
Mnie przez pewnien czas budziły wróblowate, co całą czeredą zagnieździły się pod dachówkami.....
O siódmej-ósmej taki robiły rechwach, że wybudzały najcierpliwszego.
Po kilkunastu dniach, myślałem,że się wyprowadziły, bo spałem już bezprzerwowo. Ale nie! One dalej rozrabiały.....
To tylko ja przestałem je zauważać...
W dzieciństwie mieszkałem w domku posadowionym o ~20m od liniii kolejowej, po której co kilka godzin przetaczały sie długachne pociagi towarowe...
Ten łomot był nie do zniesienia..... do czasu, aż przestałem je (pociągi) zauważać...
Mieszkałem we Wrocławiu, na Nowowiejskiej, w mieszkaniu na parterze..... przy starych oknach dziurawych jak stare kalosze....
łomot tramwajów w nocy był nieunikniony.
Te drgania luźnych szyb...
i drgania ścian......
Ale po kilkunastu nocach miałem wrażenie,że tramwaje przestawiły sobie zwrotnice, i już Nowowiejska nie jeżdżą...
Cytuj:
Ach, te problemy egzystencjonalne ludzkości...
Przyzwyczajenie staje się drugą naturą...albo inaczej- pomaga znosić niuniknione niedogodności cywilizacji..