makaron pisze:
tur16 porównaj sobie Porajów i Bogatynię liczbę mieszkańców i obszar oraz budynki,
Porównywać nie trzeba. Ale spójrz właśnie na tę sprawę tak: w Porajowie mniejsza społeczność, mniejsze straty, mniejsze zapasy, ale ludzie nad tym pracują. Jest dowodzący placówką na miejscu, jest sztab osób do pomocy, którzy faktycznie pomagają. Dlatego mi się tam organizacja bardzo spodobała.
Bogatynia, gdzie zniszczenia są większe, potrzeby również, ale i ludności jest więcej. Mi tylko brakowało tam kogoś, kto nad tym zapanuje.
makaron pisze:
poprosiłbym kogoś ze sztabu aby osobiście pojechał ze mną i z darami lub wyznaczył zaufanego i z zaufanym rozdałbym to co jest potrzebne tam gdzie byłeś.
Wpadliśmy na ten pomysł w pierwszym momencie, kiedy postawili opór. Ale stwierdzili, że oni byli na dole i wiedzą co się dzieje i czego tam potrzeba. Nikt nie chciał z nami jechać, a szkoda. (Ciekawostka: pewna pani w SP3 na nasze wołanie, że zabieramy płyny dezynfekujące - w ilości dużej - powiedziała ze zdziwieniem "a co oni te płyny piją?" - i teraz powiedz, czy nie chciał byś takiej strzelić w twarz?).
makaron pisze:
zapytam a ile czasu stałeś i obserwowałeś ich, że nie pracują???
Przejechałem Bogatynię w naprawdę syfiastych rejonach od około 16 do 2 w nocy i tak jak pisałem, widziałem ich kilku pracujących. Mogę się zgodzić, że muszą jeść, spać itd. bo to logiczne. Ja tylko napisałem co widziałem. Pracujących tabunów wojska nie ujrzałem, dlatego opisać ich nie mogłem.
A teraz coś świeżego - słowo na dziś.
Jak widać po godzinie pisania, wróciliśmy nadzwyczaj szybko. Pierwsza myśl - rozdaliśmy to w chwile! ależ to błędna myśl...
Dzisiaj ludzie albo wybrzydzali, albo nie chcieli, albo mieli inne zapotrzebowanie, niż to co jest ("a musztarda jest?").
Spotkaliśmy może 10-12 osób, które czegoś potrzebowały tak... szczerze?
Reszta chyba brała...bo dawaliśmy za darmo.
Smutno mi było na to patrzeć, ale cóż, takie jest życie. Rynek bogatyński jest już przesycony jak na moje oko.
A odpowiadając na inne zarzuty, co do jazdy po niemedialnych okolicach, to uważam, że akurat my mamy najmniej sobie do zarzucenia, bo w Radomierzycach byliśmy chyba jako pierwsi (lub jedni z pierwszych), gdyż jak przybyliśmy w niedzielę, to nawet nie mieli stołów umytych na przyjęcie rzeczy od nas. Spytków też otrzymał od nas dostawę pierwszą. O innych wioskach się nie wypowiem, bo nie ja tam jeździłem.
Tak czy tak, nie ma co sobie wypominać. Ważna jest praca wykonana. A teraz Ci ludzie muszą się odbudować - dosłownie - w czym akurat ja pomóc im nie potrafię. Amen.