Z tego, co wiem, a wiedza moja nie jest pełna, wygląda to tak:
Kalata dzierżawił od Miasta kawałek placu przy Konarskiego i Warszawskiej, na którym postawił powilon z częściami samochodowymi. Po jakimś czasie miasto postanowiło placyk sprzedać i Kalata przedstawił swoją ofertę, która była wyższa, niż oferował kupiec, któremu plac ostatecznie sprzedano. Nie wiem, czy był to ówczesny architekt miejski, czy też ktoś inny, od kogo architekt potem plac odkupił i odsprzedał następnemu klientowi, czyli Zarzyckiemu vel Tarnowskiemu, właścicielowi Citronexu.
Kalata twierdzi, że ma papiery, świadczące o tym, że jest właścicielem gruntu, co jednak stoi w sprzeczności z wyrokami ostatnich spraw sądowych, które, jak mówią, były korzystne dla właściciela Citronexu. Postanowił on zrobić w końcu porządek i wyburzyć pawilon, czemu jednak sprzeciwia się czynnie Kalata wspierany przez kandydata na burmistrza Kajetana Marcinkowskiego. Wyburzono więc połowę powilonu, w którym mieścił się ostatnio lumpex, nie udało się tego zrobić z drugą częścią, mieszczącą sklep Kalaty. Zerwano z zaskoczenia dach, który Kalata następnie przykrył folią i koczuje tam dzień i noc pilnując sklepu i sprzeciwiając się skierowanemu przeciwko niemu bezprawiu. Na placu ma powstać jedno, lub dwupiętrowy pawilon z galerią sklepików i czymś tam jeszcze.
Jak jest w istocie i w szczegółach, trudno powiedzieć, bo sprawa ciągnie się już kilkanaście lat i mocno się skomplikowała. Kalata obarcza Miasto winą za istniejący stan i oskarża o złą wolę i łamanie prawa. Mówią, że gdyby wszystko było w porządku, Kalatę by usunięto siłą, jeśli jednak tak się nie dzieje, znaczy, że Kalata jakieś tam racje ma.
Póki co, ocalała część pawilonu stoi, a sprawa cała nie może się doczekać finału. Podobno prasa coś w ostatnich dniach na ten temat pisze, ale nie czytałem.
|