Tekst jeden z nieopublikowanych, bo wiecznie nie mam czasu go skończyć (napisany w jakiś 70 %)
Bo złym doradcą jesteś...
Dla wielu osób bez względu na to czy interesują się koszykówką czy nie, posunięcia burmistrza Gronicza w sprawie Centrum Sportowego wydają się całkowicie irracjonalne. Ciąg dziwnych decyzji rozpoczął się wraz z powołaniem w ekspresowym i bezkonkursowym trybie nowej pani prezes. Po za tym, że przez lata była zaufaną poprzedniego prezesa Michalskiego, za jej nominacją nie przemawiało nic szczególnego. W sytuacji katastrofalnego stanu finansów spółki, potrzebny tam jest doświadczony menadżer, cieszący się dość dużą a swoboda działania. Argument, iż pani prezes zna problemy spółki bo przez 5 lat pełniła funkcję asystentki zarządu jest niestety argumentem nie znajdującym u mnie zrozumienia. Powodów jest kilka, choć najważniejszym jest to, że nie miała okazji poznać innego stylu zarządzania po za tym który prezentował obecny wicestarosta Michalski. Styl ten przez 5 lat sprowadzał się przez pięć do trwania na stanowisku i trudno znaleźć podstawy do tego, że nowa pani prezes go nie przejmie. Wina zdecydowanie leży po stronie burmistrza Fiedorowicza, który temu braku jakichkolwiek działań ze strony poprzedniego prezesa przyglądał się z wręcz niespotykanym i jak się okazuje dobijającym finanse spółki spokojem. Wpływające na konto Centrum środki uzgodnione z kopalnią w momencie przejmowania hali, dawały pewien komfort i nie zmuszały do troszczenia się o przyszłość. Gdy jednak w tym roku źródło wyschło, władze miasta stanęły przed poważnym wyzwaniem. Dochodzące do miliona złotych rocznie straty spółki są poważnym obciążeniem dla budżetu i trzeba coś z tym fantem zrobić. Jedynym rozwiązaniem które się nowej władzy nasunęło było zwiększenie udziału w utrzymaniu hali największego jej użytkownika – klubu koszykarskiego Turów. Uszczknięcie paruset tysięcy z jego wielomilionowego budżetu wydawało się zadaniem prostym i załatwiającym znakomitą część problemów związanych z utrzymaniem hali. Burmistrz Gronicz postawił więc sprawę jasno: albo się klub dokłada się znacząco więcej albo fora ze dwora. Nie przewidział jednak tego, choć było to dość oczywiste, że szef klubu prezes Krygier łatwo skóry nie odda. Mimo tego, że Turów jest wizytówką miasta, posiada fanatycznych kibiców dla których hasło „turów ponad wszystko” nie jest pustym sloganem zaryzykował konflikt. Konflikt ten przegrał, bo przegrać musiał. Nie posiadał po za swoją wolą żadnego atutu, co więcej zawierzył chyba swoim doradcom, którzy utwierdzali go, że może mieć poparcie z strony środowisk kopalni i elektrowni. I w ten sposób dochodzimy do sedna sprawy, bo wygląda na to, że wszystko to co się wydarzyło miało podłoże nie tylko ekonomiczne, ale także polityczne a dokładniej rzecz ujmując było uzewnętrzniłem się walki o wpływy pomiędzy PO i PIS.
To, że czołowy polityk lokalny Platformy Obywatelskiej Józef Kozłowski ma ogromne parcie na wpływy i władzę dla nikogo obserwującego lokalna scenę polityczną nie jest żadną tajemnicą. W czasie wyborów parlamentarnych, gdy wygrana PO była blisko głośno się mówiło o tym, że zapowiadał prezesowi kopalni Żukowi (dla przypomnienia członka PiS) rychłe odejście ze stanowiska, dając jednocześnie do zrozumienia, że widzi się jako jego następca. Stało się jednak inaczej, co zapewne w znaczący sposób podrażniło jego ambicję. Kolejną szansą na wypłynięcie stały się wybory samorządowe. Jeśli wierzyć doniesieniom to on stał za porozumieniem PO i PiS-u, którego efektem stał się późniejszy nadzwyczaj zgodny podział łupów wyborczych. Nie można się jednak oprzeć wrażeniu, że na tym porozumieniu PiS wyszedł jak Zabłocki na mydle, bo to PO zgarnęła większość ważnych funkcji w mieście i powiecie. Szczególnie widoczne to jest w polityce miasta gdzie PiS w zasadzie kadrowo został zmarginalizowany i wypchnięty po za krąg władzy. Krótko mówiąc ziściło się marzenie i PO włada miastem niepodzielnie. Rola pana Józefa wzrosła niepomiernie (co wielu pewnie w niesmak) , choć sam nie został nigdzie wybrany, wcielił się idealnie w rolę szarej eminencji. Po pierwsze nie opuszcza burmistrza na krok, po drugie szybko zadomowił się w radach nadzorczych różnych spółek a przede wszystkim został przewodniczącym rady nadzorczej Centrum Sportowego. Zbliżenie się do klubu mającego oprócz potencjału czysto sportowego ogromny potencjał polityczny (poparcie kibiców) jest jednym z chyba nieziszczonych marzeń Kozłowskiego. Poprzedni prezes Turowa Kamiński, dość skutecznie go od klubu izolował, co zdaje się było ogromną kością niezgody pomiędzy tymi panami. Choć zabrzmi to może jak political fiction, wywołanie konfliktu o halę i wejście w spór z klubem było na rękę PO a przede wszystkim właśnie Kozłowskiemu. Jeśli założyć, że ambicją jego jest zostanie w przyszłości posłem czy też inną ważna osobistością (a dotychczasowe działania tego nie wykluczają), odejście Turowa z Zgorzelca jest wodą na młyn przyszłej kampanii. Pozorna zgoda która panuje dziś pomiędzy tymi dwoma partiami, pryśnie jak bańka mydlana w momencie ogłoszenia terminu wyborów. Dość łatwo można wyobrazić sobie retorykę która wówczas by obowiązywała ze strony PO. Dobre PO walczyło o to by hala nie stanowiła kuli u nogi miasta, zły PiS poprzez swoich ludzi w kopalni i klubie dopuścił do tego by pozbawić miasto jego wizytówki. Wystarczy wtedy wyjść z obietnicą przywrócenia koszykówki miastu i wybory prawie wygrane. Oczywiście w tej sytuacji PiS nie miał zamiaru zasypywać gruszek w popiele, w końcu każdy rozsądny lokalny polityk, jest w stanie przewidzieć, co oznacza dopuszczenie do utracenia głównej atrakcji miasta. W bój ruszył przez Krygier, który okazał się doskonałym negocjatorem i ograł miasto jak chciał.
|