na moje oko zyzowate, gimnazja niczego nie poprawiły a zrobiły tylko jeszcze większe zamieszanie, materiał kiedyś wykładany w liceum w 4 lata, jest obecnie wykładany w 3 lata. uczniowie odsiewani do zawodówek po ósmej klasie, teraz męczą siebie i innych o rok dłużej. po co komu gimnazja? pojęcia nie mam.
może masz rację z ingenierschule - ja tam chodziłem tylko dwa miesiące to nie wiem, jak było z przekształceniami, aż tak mnie to nie interesowało. w każdym razie absolwenci z mojego roku musieliby być gdzieś koło roku 1994, bo szkoła była trzyletnia.

[ Dodano: Sro Lis 05, 2008 11:47 am ]


masz rację, zwracam honor, głupoty pisałem
http://pl.wikipedia.org/wiki/Hochschule ... C3%B6rlitz

Cieszę się tadam z Twojego głosu - człowieka "stamtąd", coby ktoś nie zarzucał innym niewiedzy, uprzedzeń czy konfabulacji.


Ja znam wiele przypadków Polaków, którzy pokończyli niemieckie uczelnie, głównie Zittau/Goerlitz i nie za bardzo mogli znaleźć zatrudnienie w RFN.


To już nawet nie jest śmieszne - już niedługo, m.in. w Wielkiej Brytanii, rodzicom będą odbierane dzieci z nadwagą ("nieodpowiedni" body mass index).


Odpowiedź jest prosta - lobby nauczycielskie trzyma się mocno. Powstało więcej etatów, więcej podmiotów, z których można czerpać korzyści. Ot i cała prawda. No chyba, że ktoś wierzy, że to dla dobra naszych dzieci czy żeby "Polska rosła w siłę".


Wracając jeszcze do samego Jugendamtu - jest to instytucja, której korzenie są nazistowsko-totalitarne. Jest swoista ciągłość tego urzędu od '39 roku - procedury, wytyczne i istota nie zmieniły się za bardzo.
Niewiele osób wie, że "jurysdykcji" tej instytucji podlegają nie tylko dzieci-obywatele RFN, ale też WSZYSTKIE przebywające na terenie Niemiec. Prawo prywatne i publiczne międzynarodowe tu nie działa!
Tak więc Niemcy nie są krajem, gdzie jest aż tyle wolności jakby się niektórym wydawało. Dominuje tam raczej nadal regulacja, kontrola i wiara w to, że państwo wie lepiej co jest dla obywateli dobre.

PS Kolejny ciekawe oblicze Jugendamtu: http://wiadomosci.onet.pl/1405268,2678,kioskart.html

Czytam z niedowierzaniem te sensacje z gazet. Każdy medal ma dwie strony, a mediom chyba nie zależy, żeby ukazywać dwie strony tego medalu.
Wyobrażacie sobie, że jakiś urzędnik z Jugendamtu zabiera komuś z nas chore dzieci, tylko dlatego, że mają np. mukowiscydozę ?
Gdybym jako matka zachowywała się w sposób nieodpowiedzialny w stosunku do dzieci, to pewnie musiałabym mieć kuratora.
Z tego, co się zorientowałam, ten urząd zajmuje się między innymi młodzieżą, która miała konflikt z prawem. Słyszałam, że nawet młodzież ze Zgorzelca jest tam zgłaszana, jeżeli coś zrobiła wbrew prawu na terenie Niemiec. U nas taką młodzieżą nikt się nie zajmuje. Nawet, jeżeli mają kuratorów, to na dobrą sprawę kuratorzy niewiele mogą. A tamten urząd to nie sąd, więc ma inne możliwości pracy.
Trochę mieszkałam w Goerlitz i nie narzekałam. A czułam się tam bezpiecznie i z Jugendamt nie miałam do czynienia.

"Uwaga" w TVN-ie o Jugendamtach: http://video.google.com/videoplay?docid ... 2380&hl=pl

I "zawadiacka" jak zawsze opinia JKM: http://nczas.com/publicystyka/lagodny-f ... faszyzmem/

Zwracam się do was, forumowicze, z prośbą o pomoc w przygotowaniu prezentacji. Za zadanie mam opisać wpływ codziennych podróży międzypaństwowych (do pracy, po zakupy, do znajomych itd.) w strefie przygranicznej na wzajemne postrzeganie się obywateli sąsiednich krajów.

Rok temu gazety pisały głównie o początkowych obawach Niemców o wzrost przestępczości, zabieranie miejsc pracy czy wręcz zalew ludnością polską. Jednak Polacy zapewne też byli w wielu przypadkach niepewni, czy na przykład nagle Niemcy nie zaczną wykupywać masowo tańszych produktów z polskich sklepów..

Od wstąpienia do strefy Schengen oraz otwarcia granic minął już jednak ponad rok i przez ten czas zapewne polepszył się kontakt z sąsiadami zza Odry. Czy moglibyście napisać, czy jakieś stereotypy zostały obalone, czy wyszły na jaw nowe problemy albo wprost przeciwnie - czy życie stało się prostsze? Jeśli znacie obiegowe lub faktyczne opinie na ten sam temat strony niemieckiej - piszcie również śmiało.

Z góry dziękuję za pomoc.

rok to zbyt mało, aby mówić o obaleniu stereotypów narosłych przez dziesięciolecia. Życie po prostu toczy się dalej.

Z tego co ja zauważyłem to polacy dalej są traktowani przez niemcó jak złodzieje ... ale co się dziwić skoro polacy i tak dalej kradną w niemczech....ilekroć jestem w nimieckim sklepie widzę , że sprzedawczyni chodzi głownie za polakami

Przestańmy ciągnąć opowieści o Polakach złodziejach i uczciwych Niemcach.

[ Dodano: Czw Mar 26, 2009 11:29 am ]
Za mną jakoś nikt nie chodzi a nie ukrywam będąc tam że jestem Polakiem.

[ Dodano: Czw Mar 26, 2009 11:31 am ]
A to że Niemcy traktują nas tak jak traktują to nie dla tego że my jesteśmy zli tylko że oni nas nie lubią i nie będą nigdy lubieć ale to juz inny temat .

życie przed i po Schengen nie zmieniło się diametralnie. Kontrole paszportów czy dowodów osobistych (mieszkańcy strefy przygranicznej już od dawna mogli przekraczać granicę na dowód) nie były aż tak uciążliwe by mówić o jakimś przełomie. Wiele lat przekraczałem granicę nawet po kilka razy dziennie, mieszkałem w Zgorzelcu, mieszkałem w Görlitz i granica jako taka co najwyżej spowalniała ruch. Na pewno jest jakiś procent ludzi, którzy przed Schengen nie mogli granicy przekraczać a teraz już mogą ale jest to niewielka część - być może to właśnie ta część odpowiedzialna jest częściowo za owe stereotypy?

To prawda, jeden rok człowieka nie zmieni. Ciekawiło mnie czy granica jakoś istotnie wpływała na ruch, ale z tego co piszecie wynika, że nie (nie byłem pewien, bo na przykład jeżdżąc czasem na Ukrainę zmuszony jestem stać po trzy godziny w kolejce dla pieszych, podczas gdy kacapy zamiast kontrolować przechadzają się wśród motłochu od czasu do czasu pałując co bardziej krewkie mrówki).

A istnieją może jakieś oddolne inicjatywy mające na celu wspólną integrację (na przykład klasy polsko-niemieckie, jeśli tak - jak spełniają swoje zadanie?) i wzajemną pomoc? Czy może raczej każdy sobie rzepkę skrobie, a granicę przekracza tylko by kupić taniej ogórka po drugiej stronie Nysy?

polskie dzieci z dziecięcego klubu jeździeckiego jeżdżą pod okiem niemieckich instruktorów w Weinhubel

Chyba każda szkoła w Zgorzelcu, utrzymuje bardziej lub mniej ścisłe kontakty a jakimiś szkołami w Goerlitz. Istnieje polsko - niemieckie przedszkole, uczniowie ze Zgorzelca chodzą do polsko - niemieckich klas w Goerlitz. Niemieckie dzieci chodzą do przedszoli w Zgorzelcu. Dalej - mnóstwo personelu szpitali w Goerlitz, to personel zgorzelecki ( w tym lekarze), że nie wspomnę o polskich sprzedwacach w sklepach, mechanikach w salonach samochodowych, studentach, pracownikach teatru i jego publiczności (Michał Bajor 16 kwietnia polecam). Jest tego mnóstwo, można wymieniać tak jeszcze długo. Współczuję mieszkańcom pogranicza Polski i Ukrainy. U nas nigdy, nawet przed Unią, przekraczanie granicy nie było tak absurdalne jak tam. A Schengen to wynalazek genialny.

bardzo mi sie podobało ogladanie meczu Turowa w Ulebie w niemieckiej knajpie na wielkim telebimie. Właściciel po przegranym meczu postawił wszytskim na osłodę kolejkę
Dla mnie najbardziej cenne są akcje oddolne, pozainstytucjonalne.

Ciekawa analiza sytuacji Zgorzelca i Goerlitz:
http://www.dw-world.com/dw/article/0,,3567326,00.html

owszem, tylko już lekko nieświeża.
Nie wiem ilu mieszkańców Zgorzelca jest zorientowanych w sprawie istnienia takiego partnerstwa i współpracy. A przecież powinni wiedzieć. Dlaczego brak o tym informacji lokalnej?