Witam Szanowne Grono, na forum zaprowadziła mnie smutna sprawa opisana niżej.
Tak się zastanawiałam dlaczego nikt się tym zbyt nie zainteresował.
Tak jak np. w przypadku wycinki drzew przy torach koło szkoły na Francuskiej.
Sama mam działkę w tym ogrodzie, i bardzo się zdziwiłam kiedy zobaczyłam kikuty.
Tu jest art. na ten temat.
Kod:
Działkowcy okaleczyli dorodne dęby. Urzędnicy szukają winnych, którzy zapłacą wysokie kary finansowe
18.02.2009
Działkowcy okaleczyli dorodne drzewa, bo przeszkadzały im spadające liście i żołędzie
Osiemnaście dorodnych dębów, rosnących na terenie ogrodów działkowych Górnik w Zgorzelcu, straciło większość konarów i gałęzi. Nie wiadomo, czy drzewa odrodzą się wiosną i czy nie zaczną obumierać. Teraz wystające kikuty szpecą widok w mieście nad Nysą koło ogródków.
- Spadały z nich liście i żołędzie. Potem wyrastały sadzonki. Nasi działkowcy skarżyli się na to już od dawna. Poza tym, niektóre konary były spróchniałe i stanowiły zagrożenie - tłumaczy Zbigniew Łomnicki, prezes POD Górnik. Zastrzega jednak, że on nie miał z przycinką nic wspólnego.
- Gałęzie zobowiązał się usunąć na własny koszt jeden z naszych działkowców - zrzuca z siebie odpowiedzialność prezes.
Pytamy: Czy miał pozwolenie? - Miał - zapewnia Łomnicki. Ale jednocześnie dodaje, że na piśmie niczego nie widział. Problem polega na tym, że według Adama Skoczylasa ze zgorzeleckiego urzędu miasta, żadnego pozwolenia na przycinkę dębów nie było. A być powinno, bo drzewa rosną na komunalnym gruncie i należą do miasta.
- W takim wypadku, zgodnie z ustawą o ochronie przyrody, potrzebne jest zezwolenie - wyjaśnia urzędnik, który w sprawie okaleczonych dębów rozpoczął już postępowanie administracyjne i poprosił zarząd POD Górnik o pisemne wyjaśnienia.
- Termin mija 17 lutego - zaznacza Adam Skoczylas.
Dębowymi kikutami zainteresował się kilka dni temu jeden z działkowców. Jak mówi, jemu rozłożyste drzewa zupełnie nie przeszkadzały. Wręcz przeciwnie. - Dawały cień i były siedliskiem ptaków. Nie potrafię zrozumieć, co komu te dęby zawiniły - oburza się pan Adam. Prosi, żeby nie podawać jego nazwiska, bo boi się odwetu sąsiadów.
- Jeszcze mi altankę spalą - wyjaśnia zgorzelecki działkowiec. Sprawą okaleczonych dębów jest jednak tak bardzo zbulwersowany, że to właśnie on powiadomił straż miejską.
- Byliśmy już na miejscu, wykonaliśmy dokumentację, w tym także fotograficzną, i przekazaliśmy wszystkie zebrane materiały do wydziału ochrony środowiska - zapowiada Roman Latosiński, komendant zgorzeleckiej Straży Miejskiej.
Mieszkańcom okolicy też nie bardzo podoba się taki obrót sprawy. - Wiosną drzewa pięknie wyglądały. Przynajmniej było dużo zieleni - ubolewa Marta Chojnacka, mieszkanka Zgorzelca. Ci, którzy to zrobili, raczej spokojnie spać nie będą, bo mogą słono za to zapłacić.
Adam Skoczylas z urzędu miasta na razie nie chce mówić o karach dla osób winnych okaleczenia dębów. Jak wyjaśnia jednak, wynikają one z ustawy o ochronie środowiska i są uzależnione od ilości wyciętych czy okaleczonych drzew, ich rodzaju i wieku. Praktyka pokazuje, że stosowane w takich wypadkach grzywny mogą być bardzo wysokie, liczone w dziesiątkach, a nawet setkach tysięcy złotych. - Na razie chcemy ustalić, kto dokonał przycinki - mówi urzędnik.
Janusz Pawul - POLSKA Gazeta Wrocławska