cortland pisze:
Z ciekawości - ile dostajesz diety, i czy uważasz że Ci się należy?
stosujesz logikę Macierewicza a ja z nią niestety nie potrafię polimeryzować... nie wiem po co brniesz w te swoje objawienia, ale widać nie umiesz inaczej...
nie chce mi się tłumaczyć, że nie jestem wielbłądem, powiem Ci tylko, że na drugi raz zanim znowu coś pierdykniesz w słusznym gniewie, ugryź się palec zanim wciśniesz enter. zastanawiam się tylko
cortland pisze:
Nie ma to jak połamać mieszkańcom język na łacinie. Chciałbyś mieszkać na ulicy np. Ubergeringera (pierwsze to u umlaut) albo Oehringbauma, a może Goettingen-Schmackendorfa?
gdzie Ty się łaciny uczyłeś, skoro z lekcji takie nazwiska zapamiętałeś?
nie chce mi się gadać już o tym jak to Scultetus wielkim astronomem i kartografem był, bo rozumiem, że do Ciebie to nie dociera. rozumiem też, że nie dociera, że ulica owa wiedzie przy płocie jego rodzinnego domu - przez pole, które pewnie nawet kiedyś do jego rodziny należało. wisi Ci kalafiorem, że raczej nie ma ważniejszej postaci historycznej - jeżeli znasz takową, to podaj proszę - która by z naszej wschodniej części miasta pochodziła i pozostawiła swój trwały ślad w historii zarówno tego miasta jak i regionu.
rozumiem, że Ciebie zajmuje tylko to, że jakaś menda wzięła w łapę i to oczywiście z Twoich podatków o czym jesteś przekonany bo Ci tak Twoja niezawodna intuicja granicząca z pewnością podpowiada?
cortland - nie idźcie tą drogą proszę, bo błądzicie w czarnej dziurze.
P.S.y
a propo dziwnych nazwisk jeszcze, tak z mojego własnego doświadczenia w tym mieście zresztą. na początku lat osiemdziesiątych zamieszkałem z rodzicami na świeżo powstałej wtedy ulicy Kotsisa. nikt bladego pojęcia nie miał co to za Kotsis? najczęściej jak podawałem nazwę mojej ulicy, słyszałem, że to chyba jakiegoś wodza indiańskiego imienia. książkę by można napisać z przekręceń jakie wyczytywałem przez lata na zaadresowanych do nas kopertach, czego to ludzie nie wymyślą: Koczisa, Kocisa, Kodżisa, Koczusa, Kotsika... często z tego powodu był ubaw, nie zauważyłem jednak aby u mnie czy u moich sąsiadów z tego powodu jakaś trauma się rozwinęła - nikt z tego powodu gazu nie odkręcił ani się w garażu nie powiesił, stad pozwalam sobie wysnuwać wniosek, że można z tym żyć. ja nawet dzięki temu, że mieszkałem kiedyś przypadkiem na takiej ulicy, trochę bardziej zwróciłem uwagę na Kotsisa, jako na malarza, którego być może inaczej bym w ogóle w swojej głowie nie odnotował, a tak to wręcz zacząłem jego obrazów szukać i do dziś je bardzo lubię i pamiętam nawet gdzie wiszą w warszawskim muzeum narodowym :)