Dzisiaj jest 28 kwie 2024, 18:28

Strefa czasowa UTC+1godz.




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 126 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 5, 6, 7, 8, 9  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł:
Post: 05 wrz 2008, 9:54 
Offline
obserwator
obserwator

Rejestracja: 04 cze 2007, 9:27
Posty: 109
Lokalizacja: zgorzelec
Informacja dla LENKI i BOMBASA - kserokopię artykułu z wyd. PRO LIBRIS dot.Franza Scholza po 1 egz. zostawiłem dla Was w biurze Aleksandra P. Przyjemnej lektury. Pozdrawiam


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 05 wrz 2008, 10:17 
Offline
zinfoman
zinfoman
Awatar użytkownika

Rejestracja: 30 maja 2006, 8:52
Posty: 1887
to jeszcze może dla porównania dwa fragmenty dotyczące tego samego. najpierw zgrabny, sielankowy opis z książki Pana Glińskiego:

Ciekawym ale i charakterystycznym dla tego okresu chaosu i migracji ludności był fakt, że
pierwszą po wojnie procesję Bożego Ciała prowadził ks. Scholz podtrzymywany pod ramię przez
polskiego oficera oraz przez wyższego urzędnika miejscowego starostwa, a baldachim był
niesiony przez polskich żołnierzy. W czasie tej procesji były śpiewane na zmianę pieśni polskie i
niemieckie. A jednocześnie granica na Nysie została całkowicie zamknięta dla Niemców
chcących powrócić z zachodu do swoich domów na Śląsku. Pisze o tym ks. Scholz w swoich
wspomnieniach. W końcu kwietnia ksiądz Scholz opuścił Zgorzelice, zdając parafię ks. Rogożowi
a w połowie maja wyjechał do Niemiec. Pisze o tym szczegółowo w swoich wspomnieniach.
Później władze polskie proponowały jeszcze ks. Scholzowi powrót i pozostanie w Polsce, ale
on twierdził, że „nie może się wyrzec swojej niemieckiej tożsamości” (czego wymagały polskie
władze), i tam już pozostał. Następnie przeniósł się do Niemiec Zachodnich. Tam został
profesorem etyki trzech uniwersytetów (Frankfurt nad Menem, Fulda, Augsburg). Po wojnie
wielokrotnie przyjeżdżał do Polski. W swoich bardzo licznych publikacjach wielokrotnie porusza
sprawy polsko-niemieckie, sprawy etyki współżycia naszych dwu narodów. Szereg jego
artykułów zostało opublikowanych w Polsce.


a później Pan Scholtz mniej więcej o tym samym, czyli tym jak to "zdecydował się" wyjechać i nie wrócić:


21 kwietnia 1946, Niedziela Wielkanocna

Dla garstki tych Niemców, którzy nie boją się przyjść do kościoła odprawiam rano o 7.00 mszę z kilkoma słowami pocieszenia po niemiecku. Jak kiedyś śpiewamy niemieckie pieśni. Wiem, że istnieje tu urzędowy zakaz używania języka niemieckiego. W Wielkanoc nie powinno jednak tym ludziom zabraknąć pocieszenia w Słowie Bożym i w sakramentach. Do pierwszej komunii przystępuje po cichu jedno niemieckie dziecko. Nie możemy przypuszczać, że nie będziemy sami. Polacy wolą normalnie msze późniejsze. Dziś jednak na niemieckiej mszy porannej znalazło się ich wielu. Chociaż mszę odprawiam dalej w obu językach, wśród kilku Polaków będących w kościele zaczyna wrzeć. Są oburzeni, że mówi się tu po niemiecku. Rozjątrzona grupa wpada po mszy do zakrystii i żąda, abym natychmiast zniknął ze Zgorzelic. Takie zachowanie zasługuje na spontaniczne, publiczne, karne osadzenie przez tu jedynie miarodajną polską ludność. Używanie języka niemieckiego w czasie mszy oznacza dla nich ciężką obrazę uczuć narodowych. Później nieco łagodnieją: po takiej prowokacji narodu polskiego mógłbym tu zostać teraz jedynie wtedy, gdy w czasie mszy o dziewiątej przyznałbym się publicznie do mojego błędu, poprosił parafian o wybaczenie i obiecał poprawę. Wielu ludzi przybyłych do kościoła nie idzie do domów. Tworzą przed kościołem grupki i nerwowo dyskutują. Prowodyrzy, chodząc od grupki do grupki, ciągle podżegają. Na mszy o 9.00 kościół wypełniony jest aż po ostatnie miejsce stojące. Przecież Wielkanoc przyciąga do kościoła ludzi, nawet tych, którzy normalnie nie znajdują do niego drogi. Po wypadkach mszy porannej w powietrzu wisi nerwowe napięcie. Czekają na sensację. Ja jednak nie muszę przepraszać za wypełnianie obowiązków duszpasterskich. Jakże często w czasie wojny z podobnym ryzykiem łamałem udręczonym Polakom „chleb” Słowa Bożego w ich języku ojczystym. Po mszy w zakrystii dochodzi do niegodnych buntowniczych scen. Zostawiam oburzonych ludzi i idę pomodlić się do kościoła. Fale nienawiści wydają się grozić swej ofierze pożarciem. W pierwszy dzień Wielkanocy organizuje się spontaniczną akcję mającą na celu natychmiastowe wydalenie mnie ze Zgorzelic.




22 kwietnia 1946, Poniedziałek Wielkanocny

Na budynkach i słupach telegraficznych wiszą obwieszczenia publicznie wzywające proboszcza do pójścia w końcu „do swoich Niemców po drugiej stronie”. Moi polscy ministranci są tym oburzeni. Nic mi nie mówiąc, zrywają te obwieszczenia i przynoszą mi „łup”. Inna grupka informuje mnie tymczasem, że zbuntowała się hołota. Chodzi o ludzi, którzy na mszę chodzą jeszcze tylko na Wielkanoc. Wielu polskich parafian zapewnia mnie teraz o swojej wierności i obiecuje pomoc. Ponieważ do pójścia „do swoich Niemców po drugiej stronie” wezwano mnie publicznie, zaklinają mnie, bym ich nie porzucał. Jednak wobec brutalnych metod przemocy i oni są bezbronni.
Nie mogę i nie chcę odprawić mszy polowych z kazaniami o narzuconych tematach, zażądanych na pierwsze dni maja. Nie, tej „ceny” nie zapłacę. Trzeba zachować godność. Nie chcę być również współwinny narzucenia mszom i kazaniom nowej roli. Po prostu muszę stąd odejść i poproszę mego polskiego brata o zajęcie tutaj mojego miejsca. Jako Polak z urodzenia łatwiej sobie z tym poradzi. W tej sytuacji jest dla mnie niczym posłaniec niebios, jaka szkoda, że w czasie Wielkanocy przebywa „po tamtej stronie”. Zaklina mnie on, bym pozostał. Ale również rozumie, że nie mogę pozostać wbrew własnym przekonaniom. Wspólnie piszemy list do władz kościelnych we Wrocławiu i w Polsce. W oczekiwaniu na odpowiedź sam na własne ryzyko podejmuje decyzję pozostania tu i wypełnienia lukę, bym ja mógł odejść. Oczywiście, pójść, to znaczy: patrząc po ludzku, z niczym do niczego, z nieobliczalnym ryzykiem przejścia przez Nysę. Czy to się uda? Teraz to jest podstawowym pytaniem.
Podejmuję decyzję, że moją parafię opuszczę po cichu w Białą Niedzielę (27 kwietnia). Może dzięki łapówce wręczonej służbom granicznym otworzy się dla mnie brama na zachód w Grunau (Grodowicach), gdzie niemiecka kolej z Görlitz do Zittau przejeżdża przez nowe polskie tereny. Najpierw udaję się do P. w Karkonoszach, gdzie urzęduje jeszcze jeden niemiecki brat. Nielegalne przejście przez Nysę musi być przygotowane w najdrobniejszych szczegółach. 14 maja w mieście Hirschberg wsiadam do pociągu jadącego w kierunku granicy. Kilka stacji przed Zgorzelicami wysiadam, aby stamtąd udać się z plecakiem i chlebakiem 28 kilometrów przez pola do Nysy. Godziny pełne napięcia. Na szczęście do Nysy dochodzę w okolicach Grunau.
Za Nysą na wyciągnięcie ręki leży to, co w tym dramatycznym okresie nazywam Niemcami, radziecka strefa okupacyjna. Tu w dolinie Nysy kolej niemiecka przejeżdża przez polskie tereny, których nowa granica przebiega wzdłuż wijącego się koryta rzeki.

16 maja 1946

Pewien brat przyłącza się do „przedsięwzięcia” w Grodowicach (Grunau). Wsiadamy do pociągu (Görlitz – Zittau) zatrzymującego się na polskiej ziemi. Aż do ostatniej chwili pomyślny wynik stoi pod znakiem zapytania. Czy polscy żołnierze też dotrzymają słowa? Czy nie wmiesza się ktoś „wyżej postawiony”? W trzyminutowych odstępach rozdajemy nasze ostatnie złotówki i załatwioną w tym celu wódkę po trochu, by starczyły do przyjazdu pociągu do Laune. Pociąg ogłasza dziesięć minut spóźnienia, to może oznaczać dla nas katastrofę. A wtedy biada nam! Jednak udaje się. Wsiadamy, pociąg odjeżdża, przekraczamy Nysę, jesteśmy „po drugiej stronie”. Dzięki Bogu! Jesteśmy na ziemi niemieckiej. Posiadanie niemieckiego pochodzenia i niemieckiego charakteru nie jest tu już niewybaczalną winą istnienia. Z uczuciem wdzięczności wkraczamy na tę ziemię, na zachód od Nysy, do radzieckiej strefy okupacyjnej Niemiec.

1 czerwca 1946

Tu w Görlitz-West ludzie żyją teraz względnie bezpiecznie. Przez pryzmat wschodu uczę się szanować „radziecką strefę okupacyjną”. Z budynku w Görlitz –West przy wysadzonym w powietrze wiadukcie spoglądam teraz przez Nysę na ziemię śląską. Mój kościół św. Bonifacego znajduje się tylko kilometr dalej, dzwony biją jak zawsze. Stara ojczyzna jest tak bliska a zarazem tak nieosiągalna (* przez dwadzieścia sześć lat). Z potworną trudnością i w obliczu zagrożeń spotykam się jeszcze raz z moim następcą na polskim brzegu, 24 kilometry na południe od Görlitz. Skarży się na cierpienie, na bezsilność wobec sytuacji, której nie był świadom mieszkając w głębi Polski. Przekazuje mi pozdrowienia od parafii w Zgorzelicach. Przede wszystkim chce mi jednak przekazać informację polskiej komisji do spraw przyznawania obywatelstwa. Komisja ta podjęła decyzję o zaproponowaniu mi obywatelstwa polskiego za opiekę w czasach Hitlera nad obywatelami polskimi deportowanymi do Görlitz (robotnikami przymusowymi i jeńcami wojennymi) o ile w okresie dwu miesięcy złożę odpowiedni wniosek. W tej konkretnej sytuacji oznaczałoby to jednak pożegnanie z mą niemieckością i Niemcami. Są zdania, że mogą żądać tej ceny bez zastanowienia, są mianowicie przekonani, że państwo niemieckie nie będzie istnieć przynajmniej przez jedno pokolenie. Ale dla mnie staje się całkiem jasne: w niezmiernej wewnętrznej i zewnętrznej biedzie, w której jesteśmy jeszcze tylko bezimiennymi i wzgardzonymi obiektami woli zwycięzców, ja należę do tego narodu. Przez dwanaście lat, jak długo Hitler hańbił niemieckie imię, zagłuszałem w sobie tę moją miłość. Teraz wybucha z zwielokrotnioną siłą. W urojeniach serca widzę, jak z chaosu nicości i niedoli, jak z ruin, upokorzenia, głodu i śmierci, jak z apokaliptycznej trwogi wyrastają nowe Niemcy. Niemcy uwolnione z jarzma narodowego socjalizmu i oczyszczające się wewnętrznie dzięki pokucie i zmianom jako Germania poenites et devota (Niemcy w pokucie i w modlitwie). To, co spotkało nas w Niemczech Wschodnich, to, o czym świadczą te notatki, postrzegam jako nasz udział w pokucie, bez której nic nie zacznie się od nowa. Być może po latach przyjdzie czas, gdy znów będzie możliwe pracować jako przyjaciel Polski w imię pojednania niemiecko-polskiego.


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 05 wrz 2008, 11:36 
Offline
gaduła
gaduła

Rejestracja: 27 paź 2005, 22:45
Posty: 383
Kazimierz pisze:
Informacja dla LENKI i BOMBASA - kserokopię artykułu z wyd. PRO LIBRIS dot.Franza Scholza po 1 egz. zostawiłem dla Was w biurze Aleksandra P. Przyjemnej lektury. Pozdrawiam


O!piękne dzięki!
Zgłoszę się po to na pewno!


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 05 wrz 2008, 12:00 
Offline
VIP
VIP

Rejestracja: 21 sty 2005, 16:02
Posty: 4170
Lokalizacja: near Central Park
Cytuj:
Informacja dla LENKI i BOMBASA - kserokopię artykułu z wyd. PRO LIBRIS dot.Franza Scholza po 1 egz. zostawiłem dla Was w biurze Aleksandra P. Przyjemnej lektury. Pozdrawiam
dziękuję, odbiorę do Aleksa Obrazek


ale... :( nikt tam nic nie wie, czyżby jakaś pomyłka? /Aleks w szpitalu, p. Adam niezorientowany/. W takiej sytuacji, jeśli można p. Kazimierzu, proszę o wysłanie mailem na mój adres, będę zobowiązany. również pozdrawiam


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 05 wrz 2008, 12:27 
Offline
zinfoman
zinfoman
Awatar użytkownika

Rejestracja: 30 maja 2006, 8:52
Posty: 1887
a to Scholtz o tej procesji Biożego Ciała o której pisał Gliński:

2 czerwca 1945
W mieście po drugiej stronie znów straszliwe grabieże, szczególnie wśród uchodźców, którzy w ogromniej liczbie wraz ze swym nędznym dobytkiem nocują po parkach i poszukują nazwisk swych najbliższych na niezliczonych karteczkach wiszących na drzewach. Matki szukają dzieci i odwrotnie. Ileż udręki wyraża tych niewiele linijek. Przed nimi w ciszy stoją tłumy, każdy chciwy znalezienia nowego śladu. Wieczorem zjawia się polski chorąży. Jego zadaniem jest omówienie szczegółów procesji Bożego Ciała. Udział w niej mają wziąć, jak wcześniej poinformowało mnie starostwo, polskie władze.
3 czerwca 1945
Zapowiadają przemarsz kilku oddziałów azjatyckich. Ponieważ nikt nie chce i nie może dać gwarancji za los kobiet, zwolni się je z fabryk do domów już o szesnastej. Tymczasem żołnierze koncentrują grabieże na uchodźcach mieszkających w parkach i na tłumach czekających przed ratuszem, spodziewających się jakiejkolwiek pomocy od nowo powołanych władz „antyfaszystowskich”. Rosjanie uderzając szpicrutami z upodobaniem jeżdżą konno wśród tłumów. Tymczasem z okazji Bożego Ciała wokół kościoła jak niegdyś wznoszone są ołtarze, najpiękniejszy tym razem pod naszym krzyżem, postawionym przez nas w Święto Podniesienia Krzyża w 1943, jako zadośćuczynienie zbrodniom Hitlera w Polsce, z napisem Stat crux dum volvitur orbis! 1943 (Pewnie wznosi się krzyż, gdy świat w zamęcie! 1943). Ponieważ po stronie wschodniej mamy czas „polski”, a w drugiej części miasta niemiecki letni, różnica czasu tu nad Nysą wynosi dwie godziny. A że w naszym mieście nie działa jeszcze ani jeden publiczny zegar, nikt dokładnie nie wie, która właściwie godzina, aż starostwo zgodnie z przepisami nie ogłosi publicznie ponownej zmiany czasu. Dlatego na procesję niektórzy przychodzą już godzinę za wcześnie. Nasz chór nauczył się sumy po łacinie. Jak na nasze dotychczas panujące w diasporze relacje procesja jest ogromna. Towarzyszą mi wysoki oficer oddziałów polskich i wysoki urzędnik starostwa, którzy polskim zwyczajem podtrzymują moje ręce niosące monstrancję. Czterej polscy żołnierze niosą baldachim. Śpiewamy na zmianę polskie i niemieckie pieśni eucharystyczne. Błagam Zbawiciela w Eucharystii, aby natchnął władzę po moich bokach myślami o pokoju i miłosierdziu. Obaj przedstawiciele władzy, którzy podtrzymywali moje ręce w czasie procesji Bożego Ciała, przychodzą po niej do zakrystii z podziękowaniami. Chłodno i zwięźle informują mnie, że most pozostanie zamknięty i nie będzie się przepuszczać powracających na Śląsk. W Polsce są bezużyteczni. Po lewej strony Nysy skieruje się ich „dokądkolwiek w kierunku północnym”. W uroczystości upatrywałem nadziei na nowy początek. Na miliony zbiegłych Ślązaków, którym nie wolno już wrócić do ojczyzny, spadną teraz nowe cierpienia. Więc nie zobaczę też tu już wielu moich parafian. Jednak jakimś cudem proboszczowi Buchali udaje się w środę przejść przez most. Gość z oddzielonego od nas od pierwszego czerwca miasta Görlitz, które nazywamy teraz Görlitz-West albo Deutsch-Görlitz , opowiada wstrząsające szczegóły o wydarzeniach w mieście. Ostatniej nocy, w szpitalu im. Karola, o mały włos rozstrzelano by wikariusza Goebela z parafii św. Jadwigi. Rosjanie wzięli go za zamaskowanego oficera niemieckiego. To ponoć niemożliwe, aby w hitlerowskich Niemczech uchowali się jako duchowni tak młodzi mężczyźni. Prawdziwi duchowni stracili życie w obozach koncentracyjnych, ci młodzi mężczyźni biegający teraz ulicami w stroju duchownego muszą wszyscy być „szpiegami”. Proboszcz Buchali zaprasza mnie na konferencję duchownych, która odbędzie się o 16.00 u kanonika Tinscherta w konwikcie Ottostift. Niestety, daremne są moje starania, by po południu przejść przez most. Jesteśmy odcięci.


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 05 wrz 2008, 16:33 
Offline
obserwator
obserwator

Rejestracja: 04 cze 2007, 9:27
Posty: 109
Lokalizacja: zgorzelec
Przepraszam, ale jestem poza Zgorzelcem i nie mogę Ci przesłać tekstu drogą elektroniczną. Rozmawiałem telefonicznie z Adamem i on wyda Ci skserowany artykuł. Pozdrawiam


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 07 wrz 2008, 17:27 
Offline
gaduła
gaduła

Rejestracja: 27 paź 2005, 22:45
Posty: 383
to znaczy,że moja wizyta w siedzibie Zgorzelec.info też jest bezcelowa?


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 08 wrz 2008, 6:06 
Offline
obserwator
obserwator

Rejestracja: 04 cze 2007, 9:27
Posty: 109
Lokalizacja: zgorzelec
Kserokopię artykułu dla Ciebie i Bombasa zostawiłem w biurze Aleksandra P. Wie o tym także Adam i nie widzę żadnych przeszkód, abyście sobie pobrali. Może wpierw skontaktować się telefonicznie z Aleksandrem lub Adamem.Pozdrawiam


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 08 wrz 2008, 8:35 
Offline
zinfoman
zinfoman
Awatar użytkownika

Rejestracja: 30 maja 2006, 8:52
Posty: 1887
ponieważ wątek ten zamienił się trochę w listę pobożnych życzeń w sprawie publikacji, zaproponuję więc od siebie, albo raczej zapytam, czy nie pomyślelibyście Panowie o wydaniu "Geschichte der Stadt Goerlitz" R. Jechta? ja wiem, ze to byłoby duże przedsięwzięcie, ale wydanie tego po polsku wg mnie zapełniło by wielką lukę, czy raczej otchłań jaką jest brak w zasadzie publikacji w języku polskim będącycm czymś w rodzaju monografii miasta. Książki Waldka Beny są w zasadzie jednynie listkiem figowym na tym wstydzie;) ostatnio Bogatynia wypuściła kronikę, może więc i w Zgorzelcu dobrze byłoby do czegoś takiego się zabrać? Może dałoby się zmontować jakiś projekt, bo chyba bez problemu możnaby to w jakąś polsko - blabla - niemiecką współpracę ubrać.
no i tak zapytam niesmiało, czy nie myśleliście tez może o publikacji czegoś Scultetusa. np jego kronik, na które często się ktoś powołuje, ale mam wrażenie, ze nawet Niemcy tego jeszcze u siebie nie wydali tak jak trzeba. Opublikowanie dzieł Scultetusa, urodzonego zdaje się na terenie dzisiejszego Zgorzelca, byłoby na tyle dużym wyczynem, że mogłoby może nawet częściowo zawstydzić naszych sąsiadów zza Nysy?
fajnie, że myślicie intensywnie o historii Zgorzelca po 1945 roku, ale może dobrze byłoby też sięgnąć trochę dalej tak aby nie wpadać w pułapkę wrażenia, że rok 1945 jest genezis tego miejsca.
nie wiem, tak mi tylko przyszło do głowy...


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 08 wrz 2008, 14:19 
Offline
nałogowiec zinfo
nałogowiec zinfo
Awatar użytkownika

Rejestracja: 25 sty 2005, 20:10
Posty: 1379
Lokalizacja: Zgorzelec
W latach osiemdziesiatych Jan Bohdan Gliński odwiedził swojego znajomego ksiedza Szolza w domu w Niemczech. Nagrała to telewizja niemiecka. Panowie porozmawaili sobioe przed kamerami o starych czasach.
Niestety nie mam tytułu filmu ani nawet telewizji. Jedyna dostepna mi kopia jest w posiadaniu pana Glińskiego.
To zdarzenie jest dla mnie doskonałym komentarzem do tej dyskusji.

[ Dodano: Pon Wrz 08, 2008 3:28 pm ]
Drukując Jechta (co było by nie lada przedsiewzieciem) czy Scultetusa wchodzilibyśmy w kompetencje Muzeum Miejskiego. Nasze Muzeum nie ma być kolejną polska odpowiedzia na cos tam, ale uzupełnieniem tego co już istnieje. po obu stronach Nysy.


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 08 wrz 2008, 19:38 
Offline
zinfoman
zinfoman
Awatar użytkownika

Rejestracja: 30 maja 2006, 8:52
Posty: 1887
zubek, powiem tak, ja nie mam problemu ze zrozumieniem, ze prawda bywa bolesna i trudna, tylko mam problem z wyobrażeniem sobie tego co może wywołac w sytuacji gdy tym światem rządzi polityka i z jednej strony jest Pani Steinbach a z drugiej nasza reprezentacja. w tej sytuacji drukowanie ksiązki będącej żywym dowodem na zbrodnie czy jak wolisz przestępstwa polskie, może być odebrana różnie a Ty razem z krytycznym możecie skończyć jako dwa kozly ofiarne, których będzie najłatwiej odstrzelić i pożegnać z doklejoną łatką rewizjonistów czy innej piątej kolumny. moim zdaniem Polacy bardzo lubią się pojednać gdy są przepraszani, natomiast sami uważają, ze nie mają za co przepraszać. a przecież te wspomnienia podają czasami nawet dokładny adres miejsca gdzie np. w piwnicy byla ludzka katownia, poza tym wynika z niej że pierwsi przybysze do wschodniej dzielnicy, których potomkowie być może jeszcze tu mieszkają to ludzie, którzy nie zawsze mają czyste sumienia i to może być trudne do przelknięcia. stąd moje obawy.
ale nie rozumiem o co chodzi z tym Muzeum Miejskim? czy ma to oznaczać, że muzeum miejskie ma w swojej gestii wydanie tych książek po polsku i ponieważ nigdy tego nie zrobi, Wy tez nie możecie? przecież równie dobrze mogłoby być obrazą dla Niemców wydawanie przez EO Boehmego po polsku - a chyba nie jest.
i nigdzie nie napisałem, ze macie być na coś odpowiedzią, przekładanie ważnych dla miasta dzieł historycznych z niemieckiego na polski dla mnie jest własnie niczym innym jak uzupełnieniem :/


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 08 wrz 2008, 20:54 
Offline
nałogowiec zinfo
nałogowiec zinfo
Awatar użytkownika

Rejestracja: 25 sty 2005, 20:10
Posty: 1379
Lokalizacja: Zgorzelec
na pewno wydajemy pana Glińskiego - (wczoraj przywiozłem z Warszawy maszynopis pełnego tekstu,) - i dziennik pani Jeleńskiej (jest własnie przepisywany). Co do księdza Scholtza to sprawa nie jest przesądzona, wiec póki co, nie ma o co kopii kruszyć.
co sie zas tyczy Muzeum Miejskiego - ono zajmuje sie tym, co się składa na treść książki Jechta. Poza tym, byłoby to na prawdę spore przesięwzięcie (choćby tłumaczenie) które wobec podjętych już przez nasze muzeum działań jest na razie poza naszym zasiegiem.
Sens istnienia Muzeum Łuzyckiego jest wtedy, kiedy wypełnia ono istniejącą lukę - np Zgorzelec po 45 roku, archeologia polskiej strony Łuzyc, aspekty kulturowe polkich Łuzyc itp. Powielanie tego co robi Muzeum Miejskie mija się z celem i prowadzi nas do sytuacji, gdzie nasze działania bedą oceniane w kontekście podobnych -prowadzonych przez stronę Niemiecką. Niestety nie mamy kasy, ani kadry, ani zbiorów ani tradycji - w zasadzie nic, aby sprostać takiemu wyzwaniu i zostać z twarzą.
Wydanie Jechta byłoby na prawdę piękna sprawą, ale jest to pieśń przyszłości - bliższej lub dalszej.


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 09 wrz 2008, 5:05 
Offline
VIP
VIP

Rejestracja: 21 sty 2005, 16:02
Posty: 4170
Lokalizacja: near Central Park
A co ze współpracą muzeów Zgorzelca i Goerlitz? Coś się dzieje, czy nic?
Może to byłby sposób na realizację pewnych przedsięwzięć?


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 09 wrz 2008, 6:17 
Offline
zinfoman
zinfoman
Awatar użytkownika

Rejestracja: 30 maja 2006, 8:52
Posty: 1887
ale brak monografii miasta, marna znajomość historii i architektury miasta, to też jest poważna luka, która sprawia, że to miasto za rzeką ludzie cały czas traktują jak miasto obce... przy czym wiedzy w języku polskim, naprawdę nie ma za bardzo skąd czerpać.
zaryzykuję nawet stwierdzenie, ze tak długo, jak długo ludzie nie będą mogli zdobyć wiedzy na temat miasta w języku polskim, tak długo będą je traktować jako miasto obce - a nie ich.

P.S.y
a propo zbiorów, fax wspominał swego czasu, że jakies pisma Scultetusa są we Wrocławiu, pewnie zezowaty pies z kulawą nogą przez najbliższe sto lat do nich nie zajrzy, może więc spróbować ściągnąć je do Zgorzelca, skoro już ukonstytuowało się tu muzeum?


Na górę
 Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: 10 wrz 2008, 10:30 
Offline
nałogowiec zinfo
nałogowiec zinfo
Awatar użytkownika

Rejestracja: 24 sie 2005, 12:18
Posty: 1387
Lokalizacja: z mieszkania obok
neandertalski pisze:
a propo zbiorów, fax wspominał swego czasu, że jakies pisma Scultetusa są we Wrocławiu, pewnie zezowaty pies z kulawą nogą przez najbliższe sto lat do nich nie zajrzy, może więc spróbować ściągnąć je do Zgorzelca, skoro już ukonstytuowało się tu muzeum?


Neo rozesłaliśmy kwerendę z zapytaniem o zbiory z naszego regionu do wszystkich muzeów na Dolnym Śląsku i czekamy na odpowiedzi. To niestety jest dość mocno sformalizowane procedury, jednak zostały już uruchomione i jedyne co możemy to poczekać.

Co do monografii - duże i czasochłonne zadanie. Rozważaliśmy i rozważamy tą opcję, ale głównie chodzi tu o znalezienie sposobu na możliwie najwyższą jakość tej pracy.


Na górę
 Wyświetl profil  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 126 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 5, 6, 7, 8, 9  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz.


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 67 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Przejdź do:  


Support forum phpbb by phpBB3 Assistant
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
NA FORUM OBOWIĄZUJE ZAKAZ UŻYWANIA FORM "PAN" oraz "PANI". Używamy tylko formy bezpośredniej.


Firma DGL - właściciel www.forum.zgorzelec.info nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników.
Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub ccywilną..