nie wiem ile ma lat budynek o który pytasz, ale na mapie z 1850 roku oznaczony w tym miejscu jest przybytek określany jako : Anstalt zur Besserung sittlich vermah Kinder - tego vermah tylko nie jestem pewien, może to być równie dobrze verwah, vermahe, vermahr albo verwahe, verwahr. tak czy owak na moje zyzowate oko wygląda to na jakiś poprawczak. tyle, ze mało prawdopodobne raczej jest aby to był dokładnie ten sam budynek który stał tu po zakończeniu wojny, ten wg mnie raczej powstał gdzieś w latach 20tych albo 30tych.
jeśli chodzi o szpital powojenny to najwięcej znajdziesz w książce Jana Bohdana Glińskiego "Mój Zgorzelec", pod spodem kilka akapitów a całość wysyłam Ci na skrzynkę. tylko z góry ostrzegam, że to książka raczej mało porywająca i jeśli chodzi o spisane fakty mocno nieuporządkowana ;)
Cytuj:
Poszukując obiektu na szpital obszedłem całe, długie na kilka kilometrów miasto. Na
północnym jego krańcu znajdował się budynek po domu dziecka, który - z braku lepszego -
nadawał się do tego celu. Ale był on zniszczony. Stał na uboczu nad Nysą, a naprzeciw niego była kładka dla pieszych na drugą stronę rzeki. Niemcy w ostatniej chwili przed wycofaniem się wysadzili kładkę w powietrze. Wybuch wybił szyby w domu dziecka i rozerwał spojenia dachówek. Ale budynek miał własną kuchnię i centralne ogrzewanie. A było to ważne dla organizowanego szpitala.
W dniu 16 czerwca 1945 roku zorganizowałem grupę roboczą do odnowienia budynku. Na
jej czele postawiłem polskiego technika dentystycznego Władysława Geislera, który pracował w Görlitz od 1945 roku. Dałem mu wolną rękę w działaniu. On też zaraz zorganizował kuchnię dla zatrudnionych oraz ekipę ludzi do chodzenia po wsiach i polach dla zbierania żywności. Te posiłki były przez długi czas jedyną zapłatą za wykonywaną pracę. Ogółem pracowało przy tym szpitalu około 50 Niemców. Rzeczą Geislera było też zaopatrzenie w materiały szklarskie, murarskie itp. Działając w porozumieniu z odpowiednimi komórkami naszego Urzędu (władze miejskie jeszcze nie były powołane) zbierał je w znajdowanych magazynach materiałów budowlanych miasta i okolicy.
Szybko pojawiła się konieczność hospitalizacji samotnych, bezdomnych i ciężej chorych. W
tym celu w dniu 24 czerwca 1945 roku uruchomiłem Izbę Chorych, przekształcając ją w dniu 15 lipca tegoż roku w Oddział Szpitala Powiatowego. Mieściła się ona w opróżnionych przez mieszkańców mieszkaniach nad ambulatorium przy ulicy Warszawskiej 11. Życie sprawiło, że powstała tu też pierwsza Izba Porodowa. Początkowo - wobec braku personelu polskiego - zatrudniliśmy tam personel pielęgniarski i pomocniczy niemiecki. Stopniowo był on wymieniany na personel polski. Zarówno ambulatorium jak i oddział szpitalny udzielały wszelkiej pomocy zupełnie bezpłatnie.
Od chwili przejścia frontu wszyscy chorzy na choroby zakaźne byli przewożeni samochodami wojskowymi poza Nysę do niemieckich szpitali. Tak było do czasu otwarcia u nas Oddziału Zakaźnego. Ale i wtedy jeszcze przez dłuższy czas z północnej części powiatu, z rejonu Ruszowa, Gozdnicy i nawet z Węglińca sanitarki jednostek wojskowych, tam stacjonujących przewoziły tych chorych do niemieckich szpitali. Potem jeszcze przez jakiś czas korzystaliśmy z usług pracowni bakteriologicznych i serologicznych w niemieckiej części miasta, póki tych usług nie udostępniono nam we Wrocławiu i w Jeleniej Górze.
Jak wspomniałem wyżej, w 1945 roku było bardzo dużo zachorowań na choroby zakaźne,
głównie na dur brzuszny, także i na dur plamisty. Teraz nam trzeba się było nimi zając na
miejscu. W tym celu w dniu 25 lipca 1945 roku uruchomiłem Szpitalny Oddział Zakaźny. Liczył on początkowo kilkanaście łóżek i mieścił się w poniemieckich mieszkaniach nad ambulatorium przy ul. Warszawskiej 11. Później miasto przydzieliło na ten cel wolno stojący budynek przy ulicy zwanej obecnie Nowotki 7 i tam przeniosłem ten Oddział. Opiekę nad chorymi sprawował od początku dr Józef Kantorski. W tym Oddziale leczyliśmy chorych na różne choroby zakaźne, lecz zawsze dominował dur brzuszny. Zachorowania wzrastały do rozmiarów epidemii, głównie w północnych gminach powiatu. Oddział był stale pełny, mimo że przez długi czas wojska radzieckie przewoziły chorych z terenu gmin Ruszów i Węgliniec do szpitali niemieckich.
Niestety zaginęły sprawozdania z liczbowego stanu tych zachorowań i zgonów, które wysyłałemdo Wojewódzkiego Wydziału Zdrowia.
(…)
Remont budynku szpitala postępował żwawo. Budynek został oszklony, drzwi, okna i futrynyporeperowane, dach pokryto dachówką, wnętrza zostały odmalowane. Była to jedyna prowadzona przeze mnie robota wykonywana własnymi siłami, bez pomocy żadnego
przedsiębiorstwa budowlanego - bo takich jeszcze nie było. Jeśli dodam, że w zasadzie cała
robota była wykonana bez żadnego oparcia o pieniądze (tych jeszcze nie mieliśmy) - da to
obraz wyjątkowych stosunków tego lata 1945 roku. Fachowi robotnicy i inżynier nadzorujący prace byli Niemcami, bo Polaków też jeszcze nie było. Przez kilka miesięcy nie płaciłem robotnikom żadnego wynagrodzenia – bo dopiero w listopadzie 1945 roku otrzymałem pierwsze pieniądze z Wojewódzkiego Wydziału Zdrowia.
W dniu 17 listopada 1945 roku szpital został oficjalnie otwarty, z tym też dniem otrzymałem
nominację na jego dyrektora. Faktycznie, to już parę dni wcześniej położono w nim położnice i odbyły się dwa czy trzy porody.
Oddział Szpitalny działał przy ulicy Warszawskiej 11 do dnia 27 listopada 1945 roku. W tym
dniu został on zlikwidowany, a chorych przenieśliśmy do wyremontowanego budynku Szpitala Powiatowego przy ulicy Nadbrzeżnej 5a.
(…)
W początkach listopada lub jeszcze w październiku 1945 roku powstał Wydział Powiatowy,
działający na wzór przedwojennego Sejmiku Powiatowego. W dniu 19 listopada tegoż roku na moje nalegania została powołana Rada Szpitala. Referowałem wówczas na jej zebraniach sprawy szpitala. Przez pierwszy okres czasu miałem trudności z przekonaniem członków Wydziału Powiatowego, że Szpital Powiatowy musi być instytucją samorządową, gospodarczo podległą temuż Wydziałowi, że nie może to być jednostka administracyjna podległa tylko lekarzowi powiatowemu. Dopiero po przezwyciężeniu tej trudności mogłem opracować i przedłożyć wydziałowi Powiatowemu do zatwierdzenia statut i regulaminy szpitala. Często jednak członkowie Wydziału Powiatowego nie rozumieli specyficznych potrzeb szpitala. Bywały więc z tego powodu nieraz trudności.
(…)
W dniu 4 lipca 1949 roku przy Powiatowym Ośrodku Zdrowia w Zgorzelcu, który miał już
odrębną Radę Miejscową założono Kasę Zapomogowo-Pożyczkową. Od początku jej przewodniczącym był Janusz Wołk, a sekretarką Wincenta Oryl. Kasa ta obsługiwała pracowników służby zdrowia z całego powiatu. Do lat siedemdziesiątych nieprzerwanie jej przewodniczącym był Janusz Wołk.
Personel Szpitala Powiatowego w Zgorzelcu, początkowo nieliczny, stopniowo się zmieniał i
stabilizował. Od 1946 r do 1982 roku sekretarką była Maria Romanow, repatriantka zza Buga. Później dołączyła do niej Hildegarda Dzierża, początkowo jako maszynistka, a w latach 1951-1952 jako kierownik personalny. Jako magazynier pracował Stefan Gawrysz, pierwszy sekretarz podstawowej organizacji partyjnej. Był to młody człowiek, dość energiczny. Ożenił się w Zgorzelcu z pielęgniarką, Niemką, piękną Ilzą. W 1950 roku wyemigrowali z małym dzieckiem do Niemiec Zachodnich. Pierwszym laborantem był sanitariusz Stanisław Andrzejewski, którego wciągnąłem do tej pracy diagnostyczno-laboratoryjnej. Po paru latach przybył nam technik rentgenowski, Maksuris Stratis, Grek, który w Polsce ukończył szkołę techników rtg. Z kolei on był sekretarzem POP. Próbował i mnie nakłonić do wstąpienia do partii. Uważałem jednak, że nie będę mógł być aktywnym członkiem, a bezczynnym figurantem być nie chciałem. I tak już zostało na zawsze.
Pierwszą polską pielęgniarką w szpitalu była Eugenia Marcinkowska (już od lata 1945 roku).
Razem z nią przybyła i pracowała młodsza pielęgniarka Stefania Grochowska. Była to już
starsza pani. Na nich mogłem w pracy zawodowej polegać, były sumienne, dokładne i
pracowite, oddane swej pracy i chorym. Przez kilka lat Marcinkowska była jedyną dyplomowaną pielęgniarką w szpitalu. Zajmowała się apteką szpitalną i była przełożoną pielęgniarek aż do swego wyjazdu v 1948 roku ze Zgorzelca; wyjechała razem z Grochowską. Po Marcinkowskiej przełożoną była Lidia Besserowa, żona lekarza, ściągnięta do Zgorzelca przez dr Jewsiejenkę. Młodszą pielęgniarką (ale starszą wiekiem) była Janina Kobakowa, zawsze z przejęciem pielęgnująca każdego chorego.
Około 1951 roku Wydział Zdrowia Urzędu Wojewódzkiego we Wrocławiu powiadomił mnie,
że jest przeprowadzana akcja nadawania imion patronów zakładom służby zdrowia. Dla Szpitala Powiatowego w Zgorzelcu wybrano na patrona dr Ludwika Bierkowskiego (1801-1860), wybitnego lekarza i chirurga. Jego postać była nam wszystkim nieznana. Wobec tego pojechałem do Wrocławia i tam, poszperawszy w bibliotekach, napisałem jego życiorys. Następnie na specjalnie zwołanym zebraniu pracowników szpitala zaprezentowałem jego działalność lekarską i naukową. Po krótkiej dyskusji zebrani akceptowali przyjęcie dr Bierkowskiego na patrona tego szpitala.
Od roku 1946 poszukiwałem chirurga do pracy w szpitalu. I wreszcie udało mi się namówić
starej daty akuszera (położnika) i chirurga, który przed wojną miał swoją klinikę w Pińsku. Dr Dymitr Jewsiejenko osiadł w Zgorzelcu w dniu 18 października 1947 roku i jemu przekazałem również funkcję dyrektora szpitala.
(…)
W jesieni 1947 roku dr Jewsiejenko przejął oddziały chirurgiczny i położniczy. Sam zostałem jako ordynator oddziału wewnętrznego. Myślałem wówczas, że już będę wolny od interwencji położniczych, których dotychczas sporo się zdarzało. Potem przybył też chirurg dr Jan Kochan. Ja - jak i inni lekarze - miewałem nocne dyżury w szpitalu.