neandertalski pisze:
choroby ewoluują wraz z człowiekiem, jedno co się nie zmienia na tym świecie, to to, że na coś trzeba umrzeć - choć marzenie/wiara w nieśmiertelność duszy też jest w konserwowym narodzie niezmienne

jednak pomimo tego, że choroby cywilizacyjne pacyfikują szeregi homo sapiens trudno zauważyć aby liczba ludności na planecie się zmniejszała - wprost przeciwnie. poza tym mam wrażenie, że żywotność/aktywność ludzka też wzrasta. za starych, dobrych, zdrowych czasów człowiek po siedemdziesiątce to już był człowiek stojący nad grobem albo leżący w nim od dawna. dziś krzywa aktywności siedemdziesięciolatków wyraźnie poszła w górę i powszechne przekonanie, że mając siedemdziesiąt kilka lat jest się jeszcze "nie takim starym" nikogo specjalnie nie dziwi.
wg mnie, dawne zarazy wynikające ze stylu życia, dziesiątkowały populację znacznie bardziej niż dziś.
Nie ulega wątpliwości, że jakość życia i jego długość wyraźnie się poprawiła - to nie podlega dyskusji. Spowodowane jest to wieloma czynnikami, między innymi niespotykaną w historii łatwością w zdobywania pożywienia i jego niespotykanie niską ceną.
Ale jest jedno ale można dożyć siedemdziesiątki i być tak jak piszesz "nie takim starym" a można być otyłym cukrzykiem z nieprzyjemnym wyziewem nie pamiętającym gdzie się modlitewnik podział. Wszystko zależy od tego co robimy, jak dbamy o higienę, jak dbamy o intelekt i
jak się odżywiamy. Oczywiście, że nie ma też prostej zależności między konserwantem w konserwie a parkinsonem ale małe ziarenka piasku wsypujące się między trybiki potrafią rozwalić niejedną maszynę, więc po co sypać je sobie świadomie do talerza?
Więc jeśli mam wybór między kurczakiem karmionym ziarnem i biegającym po podwórku, który (o zgrozo!!!) nawet robaka może zjeść a kurczakiem karmionym mączką rybną ze sterydami to jednak wolę tego pierwszego mimo, że ten drugi mnie nie otruje ani nawet niestrawności po nim nie dostanę.